Luty 2010 r.
Zakaszlałem głośno i przejechałem
zimnymi dłońmi po zmęczonej twarzy. Ktoś chyba naprawdę się na mnie uwziął, bo
nie dość, że tego dnia od rana nic mi nie wychodziło, to na dodatek złapałem
okropne przeziębienie i jedyne, co mogłem robić, to kichać i kaszleć niczym
gruźlik. Poza tym, TOP nie ułatwiał mi egzystowania w studiu, bo cały czas
narzekał, że coś mu się nie podoba w piosenkach. To nie była moja wina, że
przyplątało się do mnie takie cholerstwo. Dobrze, może poniekąd było w tym
trochę mojego udziału, bo jakby nie było, to właśnie ja nagle zapragnąłem
wychodzenia na balkon zaraz po wzięciu zimnego prysznica. Jak już wspomniałem –
bywam dziecinny. Dlatego właśnie potrzebna mi dziewczyna, która się mną zajmie,
gdy ja zapomnę, jak żyć.
Potrzebna mi Soyeon.
Westchnąłem cicho i oparłem się
wygodnie o skórzane oparcie krzesła obrotowego. Przeczesałem palcami włosy,
wbijając zmęczone spojrzenie w Choi, który właśnie wychodził z osobnego
pomieszczenia, gdzie od ponad godziny męczył się nad jedną piosenką.
Pomysł na wydanie wspólnej płyty
pojawił się w sumie znienacka. Pewnego wieczora poszliśmy razem do naszego
ulubionego klubu i tam po którymś drinku wpadliśmy na taki, a nie inny pomysł.
Wydawało nam się to takie świetne i w ogóle genialne, że nim się obejrzeliśmy,
mieliśmy już napisanych kilka piosenek. Potem w naszych głowach zaczęły
powstawać pierwsze obrazy z teledysków i tak oto znaleźliśmy się we dwójkę w
jednym studiu.
Dopóki się nie rozchorowałem,
wszystko szło po naszej myśli. Niestety wiadomo, że przeziębiony facet bywa
gorszy od dziecka, dlatego ostatnio ciężko było ze mną wytrzymać, nawet takiemu
Tabi’emu.
- Gadałeś ostatnio z Soyeon? –
spytał TOP, siadając na wolnym krześle przy biurku.
Spojrzałem na niego kątem oka i
wtuliłem twarz w szalik, który opatulał moją szyję.
- Nie – mruknąłem zachrypniętym
głosem i odchyliłem maksymalnie głowę, wbijając wzrok w wielce interesujący
sufit. – Dała mi jasno do zrozumienia, że nie chce ze mną gadać.
- To było w grudniu – zauważył
inteligentnie TOP, gapiąc się tępo w ekran komputera. – Teraz mamy końcówkę
lutego. Myślisz, że dalej jest na ciebie zła?
- Hej, ona powiedziała, że się
mnie brzydzi. O czym my w ogóle rozmawiamy? – spytałem cicho i opadłem
bezwładnie na blat biurka. – Dobra, mogłem przewidzieć, że cała ta akcja
skończy się tak, a nie inaczej. Mogłem jej powiedzieć, że coś takiego będzie
miało miejsce na moim koncercie. Mogłem też w ogóle się nie wychylać z tym
występem, ale… Cholera no… Stało się i choćbym chciał, to nie cofnę czasu.
- Ale ja to wszystko wiem –
powiedział TOP i uśmiechnął się do mnie szeroko. – Pytanie tylko, czy Soyeon
wie, jak cholernie tego żałujesz…
Wzruszyłem ramionami, nie bardzo
wiedząc, co odpowiedzieć. Było mi źle i to nawet nie przez przeziębienie,
cieknący wiecznie nos, bolące gardło, okropną chrypę, obolałe mięśnie i wysoką
gorączkę, ale przez fakt, że Soyeon przy mnie nie było. Zawsze, kiedy byłem
chory, to ona się mną zajmowała. Przyrządzała mi pyszną herbatę, podawała pod
nos dobre jedzenie, wciskała we mnie łyżkami wielkie ilości słodkiego miodu i
siedziała obok, gdy mierzyłem temperaturę. Była taka troskliwa i opiekuńcza, że
w mgnieniu oka stawałem na nogi i wracałem do studia, by dokończyć nagrywanie
płyty.
Teraz byłem całkiem sam i przez
to chorowałem już od przeszło tygodnia. Na domiar złego nie zapowiadało się na
to, by miało mi się polepszyć.
- Ja już będę się zbierał –
powiedział nagle TOP, podnosząc się z krzesła. Posłałem mu pytające spojrzenie,
na co on uśmiechnął się w ten swój głupkowaty sposób i wzruszył ramionami. –
Umówiłem się. Czy to takie dziwne?
- Nie, skądże znowu –
odpowiedziałem i odwzajemniłem gest. – No to leć, nie każ jej czekać zbyt długo
– dodałem i puściłem kumplowi oczko, gdy znikał za drzwiami studia.
Ja zamierzałem jeszcze posiedzieć
w wytwórni i trochę się podobijać samotnością. W mieszkaniu nie byłoby lepiej,
chociaż tam czeka na mnie Gaho. Nie wiem, czy to normalne, czy tylko mi trafił
się tak dziwny pies, ale przez ostatnie dwa miesiące tak bardzo urósł, że teraz
już z ledwością udaje mi się go podnieść. Może faktycznie nie powinienem był
ostatnio dawać mu tyle słodkich biszkoptów. Pewnie przez to przytył i stał się
taki wielki.
Okręciłem się parę razy na
krześle, jednak zaraz zaprzestałem tej zabawy, gdy moim oczom ukazała się
stojąca w progu studia dziewczyna. Na początku myślałem, że mam zwidy i moja
spragniona wyobraźnia płata mi figle. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to
naprawdę Soyeon.
- Hej, jest TOP? – spytała,
rozglądając się po studiu.
Najbardziej chyba zabolało mnie
nie to, że ton jej głosu był taki zimny i obojętny, ale to, że nawet nie
spojrzała w moim kierunku.
- Nie, wyszedł jakieś dziesięć
minut temu – odpowiedziałem drżącym głosem i poprawiłem nerwowo włosy, które
tego dnia sterczały w każdą stronę tylko nie w tą, co powinny. – Byliście
umówieni?
- Tak, wczoraj do mnie zadzwonił
i powiedział, że koniecznie musimy się spotkać, bo ma mi coś ważnego do
powiedzenia – wyjaśniła, a ja mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, domyślając
się, że TOP to wszystko uknuł. – Ach, czyli maczałeś w tym palce, tak? –
prychnęła oburzona i założyła ręce na biuście. – Nieważne – mruknęła,
wykręcając teatralnie oczami. – Skoro go tutaj nie ma, to ja już pójdę. Nie
będę ci przeszkadzać w pracy.
Poderwałem się z krzesła i
złapałem dziewczynę za rękę w momencie, gdy chciała wyjść ze studia. Zaskoczona
spojrzała na moją dłoń, a później wbiła we mnie swoje lodowate spojrzenie,
całkowicie odbierając mi odwagę. Przełknąłem nerwowo ślinę i dla własnego dobra
zwolniłem uścisk wokół nadgarstka szatynki.
- Nic nie wiedziałem o tej całej
ustawce – przyznałem, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że moje tłumaczenia
na niewiele się zdadzą. – Porozmawiamy? Proszę…
- Nie wiem, czy mamy o czym
rozmawiać – zamruczała pod nosem Bunny i spojrzała na mnie z wyższością.
Chciałem coś powiedzieć,
wyjaśnić, jednak Soyeon najwidoczniej miała już wyrobione zdanie na mój temat,
bo bez słowa wyszła ze studia i na dodatek zamknęła mi drzwi przed nosem, w
które uderzyłem w ogromną siłą, gdy chciałem za nią wybiec. Nie zważając na
okropny ból, wyszedłem na korytarz i odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem stojącą
niedaleko Soyeon, która właśnie czekała na windę.
- Zaczekaj – poprosiłem błagalnym
głosem i automatycznie złapałem szatynkę za rękę.
Tym razem nie wyrwała się z
uścisku ani nie popatrzyła na mnie, jakby miała ochotę zabić. Po prostu spojrzała
mi w oczy i to wystarczyło, żebym zrozumiał, że mam się odwalić. Ja nie
zamierzałem ustąpić. Raz już odpuściłem i przeżyłem najgorsze tygodnie w moim
życiu, gdy codziennie budziłem się w pustym łóżku, licząc jednak na to, że może
to okaże się złym snem.
Soyeon niespodziewanie wysunęła
dłoń z mojego uścisku i weszła do windy, która właśnie zatrzymała się na
piętrze. Zdezorientowany popatrzyłem na dziewczynę i w ostatnim momencie
dołączyłem do niej. Drzwi od razu się za mną zasunęły, a maszyna ruszyła w dół.
- Nie możesz odpuścić? – spytała
zażenowana, uważnie mi się przyglądając.
- Nie i nie licz na to, że tak
szybko się mnie pozbędziesz – powiedziałem morowo i oparłem się plecami o
drzwi. Miałem jeszcze sześć pięter, by się wytłumaczyć i sprawić, żeby Soyeon
do mnie wróciła. – Wiem, że wciąż masz do mnie żal o tamten występ, ale
cholera… Co ja mam zrobić, żebyś mi to wybaczyła? Przecież od zawsze
powtarzałaś, że nie powinniśmy mieszać życia osobistego z karierą. To, kim
jestem na scenie, nie jest tym, kim staję się przy tobie…
Podszedłem do szatynki i
opierając dłonie na ścianie, spojrzałem dziewczynie w oczy.
- Ja już dłużej bez ciebie nie
wytrzymam – wyszeptałem zachrypniętym głosem i pociągnąłem nosem. – Nawet nie
wiesz, ile razy umierałem, gdy budziłem się w łóżku i docierało do mnie, że ty
naprawdę odeszłaś.
- Wiem – szepnęła i lekko się
uśmiechnęła. – Umierałam wtedy razem z tobą.
Uniosłem niepewnie oczy i
spojrzałem na twarz Soyeon. Wciąż się uśmiechała, a to był dla mnie dobry znak.
Między nami zapanowała idealna cisza, którą nagle przerwało moje głośne
kichnięcie. Odsunąłem się od szatynki i ponownie kichnąłem, starając się zakryć
twarz ciepłym szalikiem.
- Och, Jiyong, z tobą to jak
z dzieckiem – stwierdziła rozbawiona Soyeon, patrząc na mnie z politowaniem.
- Ale i tak mnie kochasz –
palnąłem bez zastanowienia, uśmiechając się głupkowato do dziewczyny. Ona
jedynie wywróciła oczami i wysiadła z windy, która właśnie zatrzymała się na
parterze. – Kochasz, prawda? – wybiegłem za Bunny i prawie zabiłem się o własne
nogi, gdy but zahaczył o zbyt szeroką nogawkę spodni dresowych.
- Chodź do domu. Ktoś w końcu
musi się tobą zająć.
I nagle znalazłem się w siódmym
niebie z moim ukochanym Króliczkiem.
*
- Z tobą gorzej niż z dzieckiem, oppa
– wymruczała Soyeon, gdy kolejny raz ją o coś poprosiłem. – Po co ja się na
takie coś zgodziłam? – spytała samą siebie, stawiając przede mną kubek z gorącą
herbatą.
- Bo mnie kochasz, a ja jestem
takim biednym smokiem i musisz się mną zająć, żebym ja szybko wyzdrowiał i mógł
cię znów bronić – wyrecytowałem, opatulając się szczelniej kocem.
Usiadłem na kanapie i poklepałem
miejsce obok, zapraszając Soyeon do siebie. Ona pokręciła głową z
niedowierzaniem, jednak niewiele miała do gadania, bo chwilę po tym siedziała
obok mnie i mruczała pod nosem, że jestem niemożliwy i powinienem się leczyć.
Uśmiechnąłem się szeroko do dziewczyny i oparłem głowę na jej ramieniu, cicho
przy tym wzdychając.
- Co ci odbiło, żeby farbować się
na rudo? – spytała po chwili Soyeon, przeczesując palcami moje włosy. – Na
chwilę spuściłam cię z oczu, a ty znowu musiałeś zrobić coś dziwnego.
- Ej! Jak to znowu? – oburzony
odsunąłem się do niej na niewielką odległość i spojrzałem na nią uważnie.
- Mam ci przypomnieć, jak
zamieniłeś te słodkie blond włoski na czarnego irokeza? – Soyeon uniosła
pytająco brwi i uśmiechnęła się wrednie.
- Jak się przefarbowałem na
blond, to też narzekałaś, że nie mam swojego naturalnego koloru – zauważyłem i
głośno westchnąłem. – Boże, wy baby to jesteście strasznie niezdecydowane –
dodałem i położyłem się na kanapie, głowę kładąc na udach szatynki. – Nijak ci
nie można dogodzić.
- Biedny Jiyong – mruknęła
sarkastycznie i zaśmiała się pod nosem, nakrywając mnie ciepłym kocem.
Posłałem dziewczynie szeroki uśmiech,
a później wtuliwszy twarz w jej uda, zapadłem w głęboki sen, za którym
cholernie tęskniłem.
*
Obudził mnie przyjemny zapach
dochodzący z kuchni. Powoli uniosłem powieki i jęknąłem głośno, gdy obolałe
przez przeziębienie mięśnie dały o sobie znać. Odrzuciłem na bok ciepły koc,
którym wcześniej przykryła mnie Soyeon, a później podniosłem się z kanapy i
człapiąc stopami odzianymi w kolorowe i niemożliwie grube skarpety, poszedłem
do kuchni. Tak, jak myślałem, Soyeon przygotowywała dla nas kolację, co niezmiernie
mnie ucieszyło, gdyż mój brzuch wygrywał symfonie, domagając się czegoś dobrego
do jedzenia. Wiedziałem, że Bunny jako jedyna będzie potrafiła o mnie zadbać.
Ta banda kretynów, zwana powszechnie moimi przyjaciółmi, nawet nie pofatygowała
się, żeby zapytać o to, jak się czuję. Pozostawili swojego lidera na pastwę
losu, ale jeszcze to się na nich zemści. Albo ja się zemszczę i będzie po
kłopocie.
- Ładnie pachnie – stwierdziłem i
uśmiechnąłem się szeroko do szatynki, która spojrzała na mnie przez ramię.
Podszedłem bliżej dziewczyny i objąwszy ją w pasie, przytuliłem się do jej
pleców. – Moje ulubione. Nawet nie wiesz, jak tęskniłem za twoimi wynalazkami –
przyznałem zachrypniętym głosem i pociągnąłem cicho nosem.
- Weź stąd idź, bo zasmarkasz mi
całą koszulkę i jeszcze coś nakapie do zupy – powiedziała oschle Soyeon, a mi
momentalnie zrobiło się dziwnie smutno. – No co? Wynocha do salonu! – dodała,
widząc moją zdziwioną minę.
Chciałem się jakoś obronić, ale
gdy Lee zaczęła mi wygrażać drewnianą łyżką, doszedłem do wniosku, że lepiej
jest się ewakuować do salonu i tam bezpiecznie poczekać na kolację. Tak więc
rozsiadłem się wygodnie na kanapie i włączyłem telewizor, naiwnie licząc na to,
że na którymś z programów znajdę coś fajnego do obejrzenia.
Drgnąłem wystraszony, kiedy do
pokoju żwawym krokiem weszła Soyeon. Widząc jej grobową minę, zaczynałem się
zastanawiać, czy przypadkiem podczas mojej drzemki nie wydarzyło się coś, co
zmieniło jej nastawienie do mnie.
- Kiciu, stało się coś? –
spytałem niepewnie, dokładnie śledząc wzrokiem każdy ruch szatynki. Bałem się,
że po tym pytaniu oberwę pałeczkami po głowie, jednak na szczęście nic takiego
się nie stało. Bunny pokiwała tylko głową i uśmiechnęła się lekko. – To
dlaczego taka jesteś?
- Przepraszam – szepnęła i
usiadła na kanapie obok mnie. – Po prostu jestem zła na siebie…
- O co? – zdziwiony spojrzałem
uważnie na Lee i objąłem ją ramionami, po czym mocno do siebie przytuliłem. –
Hej, mała, co jest?
- Niepotrzebnie tak wtedy
zareagowałam… To był tylko występ, a ja zachowałam się, jak dzieciak, któremu
ktoś zabrał zabawkę – wyjaśniła i popatrzyła na mnie spod wachlarza rzęs. –
Zmarnowaliśmy tyle czasu, Jiyong, i to przeze mnie.
- Ej, przecież nic się nie stało,
tak? Ważne, że teraz jesteśmy znów razem – powiedziałem i pocałowałem
dziewczynę w policzek. – Sam pewnie nie zareagowałbym lepiej na twoim miejscu.
A straconym czasem się nie przejmuj. Jak wyzdrowieję, to nadrobimy każdą
zmarnowaną minutę, a nawet sekundę – dodałem i puściłem Soyeon oczko. – Ale
teraz mnie nakarm, bo jestem głodny!
- A tobie rączki urwało? –
zaśmiała się dziewczyna, patrząc na mnie z rozbawieniem w oczach.
Ja automatycznie schowałem ręce
za siebie i pokiwałem głową, robiąc przy tym smutną minkę. Bunny przewróciła
teatralnie oczami, ale mimo to sięgnęła po miskę z zupą oraz pałeczki.
- Tylko podmuchaj, żebym się nie
sparzył – powiedziałem, gdy nabrała pałeczkami długi makaron. Widząc mordercze
spojrzenie Lee, uśmiechnąłem się niewinnie i wzruszyłem ramionami. – Proszę?
- Jiyong-oppa, jak ja ci
podmucham makaron, to cię na noszach stąd wyniosą – wymruczała pod nosem
dziewczyna i posłała mi ironiczny uśmieszek.
Nie byłaby sobą, gdyby mi nie
dogryzła. Wiedziała doskonale, że nie byłem w dobrej formie i nie miałem się
jak bronić. Nawet chyba bym tego nie robił. Czasami wolałem dać jej wygrać
słowną potyczkę, chociaż moja męska duma aż krzyczała z rozpaczy, kiedy się
poddawałem. Zdarzało się to wyjątkowo rzadko, ale i tak to bolało, gdy
widziałem triumfalny uśmieszek na twarzy Soyeon.
Popatrzyłem na swoją dziewczynę i
zaśmiałem się pod nosem, gdy zobaczyłem, z jaką dokładnością dmucha na gorący
makaron, który chwilę po tym wylądował w moich ustach.
- Kocham cię, wiesz? –
wymruczałem, próbując nie opluć dziewczyny jedzeniem.
Soyeon jedynie się uśmiechnęła i
nabrała na pałeczki kolejną porcję makaronu. Ja natomiast pochyliłem się nad
szatynką i złożyłem czuły pocałunek na jej czole, sprawiając tym samym, że
policzki dziewczyny oblały się szkarłatnym rumieńcem.
Czasami nie mogłem wyjść z
podziwu dla samego siebie.
"Może faktycznie nie powinienem był ostatnio dawać mu tyle słodkich biszkoptów. Pewnie przez to przytył i stał się taki wielki." - xD
OdpowiedzUsuńZapomniałaś w pewnym momencie literki - "- Och, Jiyong, z tobą to jak dzieckiem – stwierdziła rozbawiona Soyeon, patrząc na mnie z politowaniem." Między jak, a dzieckiem powinno być chyba "z". Przynajmniej dla mnie lepiej brzmi z "z" niż bez. Jak tak sobie, to czytam, to coraz bardziej dochodzę do wniosku, że jesteś wspaniałą pisarką. To co piszesz wciąga z każdym wyrazem, a gdy nadchodzi koniec rozdziału, to człowiek aż ma ochotę błagać na kolanach, żeby kolejna część pojawiła się już za chwilę.
Co do tych twoich nowych opowiadań - jak dla mnie może być z Big Bang. Mało jest tak genialnych opowiadań z tym zespołem, więc jak najbardziej zachęcam do pisania właśnie z nimi. A więc, weny! Dużo weny, chęci i czasu.
Pozdrawiam, Blackey.
PS. Jakby coś, to u mnie też pojawiła się nowa nota. Zapraszam.
Długo nie mieli ze sobą kontaktu. Jak on to wytrzymał? Przez chwilę myślałam, że w tym rozdziale już się nie pogodzą, ale cieszę się, że GD nie odpuścił. Ale skoro znów są parą, to co się stało, że ze sobą zerwali? Myślałam, że to właśnie przez to nie byli już razem. Co do nowego opowiadania, to bardzo cieszę się, że zamierzasz pisać. Dla mnie to bez różnicy, o czym, ważne, że Twoje. :) A ta tematyka wcale mi się nie znudziła. :)
OdpowiedzUsuńWytrzymali bez siebie aż dwa miesiące... Podziwiam. I faktycznie Bunny trochę przesadziła. Każda dziewczyna na jej miejscu by się rozzłościła, ale ona po prostu się uparła, by obwiniać G-Dragona za to, co wydarzyło się na scenie. Bardzo się cieszę, że TOP zorganizował tę ustawkę, dzięki czemu para mogła ze sobą porozmawiać i wreszcie się pogodzić. Sceny między nimi są naprawdę piękne - według mnie pasują do siebie wprost idealnie. Skoro udało im się przetrwać wtedy, mam nadzieję, że uda im się to po raz drugi. Soyeon i Jiyong zdecydowanie powinni być razem.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Gatito - nieważne jaka tematyka, i tak na pewno będę czytać :)
Pozdrawiam.
No racja. Soyeon trochę przesadziła, ale cieszę się,że się pogodzili :)
OdpowiedzUsuńOni pasują do siebie idealnie, uwielbiam sceny między nimi. Rozdział bardzo przyjemny, no i cieszę się,że będzie kolejne opowiadanie. Nie ważne o kim, bo ja na pewno będę czytać :)
Pozdrawiam !
Och, co to będzie za straszna chwila, kiedy LL dobiegnie końca. Liczę, że wyskoczysz z nowym opowiadaniem, bo inaczej krucho z moją psychiką.
OdpowiedzUsuńOczywiście, Smok i Króliczek jak zwykle rewelacyjny tworzą duet. Dobrze, że w końcu doszło do zgody, bo naprawdę nie zasługują na życie osobno. Zresztą Dragon jest taki słodki, że jak to się tak fochać bezczelnie na niego można?
Wyłapałam małą nieścisłość logiczna. Nie obraź się. Skoro Jiyong jest chory, ma również chrypę, co świadczy o infekcji gardła, dziwnym jest dla mnie jego apetyt. Zazwyczaj w takim stanie człowiek ledwie skusi się na rosół, ale przy chorym gardle nic nie chcę wejść w usta. Przynajmniej ja w jego stanie, potrafię zjeść przez cały dzień tylko odrobinkę, bo przez chorobę zmienia nam się smak i nic naprawdę nie smakuje dobrze, a po chorobie jeszcze przez kilka dni dochodzimy do siebie pod względem smaku. No, ale to takie moje wynurzenia xD
W każdym razie bosko! Czekam na więcej!
No więc, może zacznę od odpowiedzi na Twoje pytanie pod rozdziałem. Ja osobiście czytając opowiadanie o Big Bang, odpoczywam od opowiadań o 1D (których z resztą jestem fanką) i o Justinie Bieberze. Lazy Lovers to coś zupełnie innego, co jest dla mnie tak fascynujące i... po prostu inne. Dlatego tak strasznie lubię tego bloga. Oczywiście, sama treść, styl pisania też są ogromnie ważne i u Ciebie bardzo mi się podobają, ale przede wszystkim LL jest dla mnie właśnie czymś w rodzaju odpoczynku i samych przyjemności <3 Co nie znaczy, że inne opowiadania mniej, ale to.. dobra, nie będę się pogrążać. Po prostu to opowiadanie jest wyjątkowe i koniec.
OdpowiedzUsuńSoyeon i G-Dragon są straaasznie uroczy i słodcy <3 Uwielbiam ich jako parę i czytając ten rozdział, albo raczej fragment z pamiętnika GD, aż ubolewałam nad tym, że w przyszłości opisywanej przez zwykłe rozdziały, ich związku nie ma. Choociaż może to wszystko się naprawi? Po ostatnich rozdziałach wszyscy doskonale wiemy, że Douglas jest świnią i że dziewczyna przyjechała do Jiyong'a, bo mu ufa. No właśnie, a zaufanie to podstawa przyjaźni, jak i związku. Mam nadzieję, że obecni przyjaciele jakoś sobie ułożą wspólne życie, no właśnie, WSPÓLNE.
Nie wiem sama co więcej pisać. Troszkę chaotycznie napisałam, ale wiesz co? Czekałam z niecierpliwością na ten rozdział i codziennie sprawdzałam na gg czy przypadkiem nie napisałaś :D hahaha i tak pewnie będzie też przez kolejne dni. Ale spokojnie... jakoś sobie poradzę, może nauczę się cierpliwości :)
Całuję mocno, Twoja Pluton <3
+ nie mogę się napatrzeć na nowy wygląd bloga :)
UsuńPowinnam chyba zacząć od podziękowań dla TOP'a za zorganizowanie całej tej ustawki, bo gdyby nie ktoś myślący racjonalnie.. ech, aż się boję myśleć. W każdym bądź razie uważam, że GD i Soyeon są uroczy, niezależnie, czy się dogadują, czy też nie, ale taki już chyba ich los, bo mnie tym oczarowali bezapelacyjnie. Pozostaje mi tylko powiedzieć, że z niecierpliwością czekam na nowy :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, wolałbym z kimś innym, ale to Twoja decyzja. Na pewno będzie zajebisty, bez względu na bohaterów. : )
OdpowiedzUsuńRozśmieszył mnie Jiyong w tych rozwianych włosach na nagłówku! I jak zwykle obwieszony do przesady, cały Smok. Ale szablon mi się bardzo podoba, w takich ciepłych kolorach, a szczególnie napis [uwielbiam ten fragment] i żyto [?] z lewej strony [wybacz, nie rozróżniam zbóż ^^].
OdpowiedzUsuńWytrzymali tyle czasu? GD czemuś wcześniej nic nie robił? TOP *_______* człowieku, dzięki ci, co by oni bez ciebie zrobili.
Och pogodzili się! Jednak dobrze myślałam, że to stało się coś jeszcze. Mnie to najbardziej zastanawia co Ty zaplanowałaś dla nich dalej. Oby w tym co napisałaś było więcej takich wesołych rozdziałów, oni razem są tacy cudowni, że nie da się tego czytać i nie uśmiechnąć.
Co do Twojego pytania. Hmm, znudzić to może się i nie znudzili, ale myślę, że ciekawie by było poczytać też o jakimś innym zespole. Gorzej z tym, że tak naprawdę kpopowych zespołów ogarniam niewiele xd Ale to tylko ja. Mam zdanie jak wszyscy wyżej, o kim byś nie pisała, będę czytać. :)
Kończę, bo już się odzywa mój nadgarstek, który męczy mnie ostatnio do tego stopnia, że ograniczyłam komputer do minimum. I chyba po raz drugi wybiorę się z nim do lekarza.
Uwielbiam czytać twoje dzieła. Masz to coś co przyciąga i zostaje w pamięci na długi, długi czas. Mam pytanie napiszesz coś jeszcze o Justinie?
OdpowiedzUsuńoch, dziękuję ^^ a co do Justina, to wątpię bym miała jeszcze o nim kiedyś pisać. bohaterami moich opowiadań są osoby, które coś dla mnie znaczą, a on... no już dawno przestał się do takowych zaliczać. póki co pozostaję przy Koreańczykach :]
UsuńSzkoda ;c
UsuńNOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOWY SZAAAAAAAAAAAABLON!!!
OdpowiedzUsuńWhooooooaaaaaa! <3 <3
Cudny! Kocham GD w tych jego włosach ^^
Choć wg mnie poprzedni bardziej pasował pod fabułę, ale mimo to też uważam, że nowy wygląd jest rewelacyjny C:
To trochę niepokojące... Soyeon wybaczyła Smokowi, więc co wpłynęło na ich rozstanie? Och ty, wredna jesteś, jak zwykle zamiast coś wyjaśnić, przez cb tworzą się nowe pytania! ;P
I powiedz mi - będzie szczęśliwe zakończenie, prawda? Prawda?!
Choć kurde... Uwielbiam smutne zakończenia (czyt. uwielbiam ryczeć potem jak bóbr XDDD), ale z drugiej strony tu musi być happy end. No ale dawno nie czytałam czegoś smutnego i mam straszną chęć na smutasa >.< Gergdsfsmbdsvkbvskjdbfkvs, NIENAWIDZĘ MOJEGO NIEZDECYDOWANIA! D:
Czekam na dalsza część "Lazy lovers", nie mogę się wprost doczekać *q*