Zerknąłem kątem oka na siedzącą
na miejscu pasażera szatynkę i nerwowo zagryzłem dolną wargę, zastanawiając
się, czy powinienem się odezwać, czy może pozwolić ciszy dalej nad nami ciążyć.
Ciche westchnięcie wydobywające się z moich ust, zwróciło na mnie uwagę
dziewczyny. Soyeon zatrzepotała długimi rzęsami i poprawiła drżącą dłonią
włosy, które opadały kaskadą na jej ramiona. Uśmiechnąłem się do niej lekko i
odwróciłem wzrok na jezdnię, by przypadkiem nie rozjechać nierozgarniętego
przechodnia, który nagle wtargnąłby pod koła samochodu.
- Zatrzymaj się – poprosiła
słabym głosem Soyeon.
Nie zwlekając dłużej, zwolniłem i
zjechałem na pobocze. Dziewczyna szybko otworzyła drzwi pojazdu i wysiadła z
niego, nawet nie racząc wyjaśnić, co się dzieje. Zaskoczony zachowaniem Lee
odprowadziłem ją wzrokiem do znajdujących się niedaleko krzaków i widząc, że
szatynka pochyla się nad zaroślami, zgasiłem silnik i wysiadłem czym prędzej z
samochodu. Podbiegłem do dziewczyny i nie zważając nawet na fakt, że ona
właśnie wymiotowała, złapałem ją mocno w pasie, by przypadkiem się nie
przewróciła.
- Aigoo – szepnęła speszona, gdy nareszcie dotarło do niej, co się
właśnie stało. – Przepraszam… - dodała, nawet nie unosząc się do pionu.
Nie odzywając się słowem,
zabrałem od Soyeon jej torebkę, z której z kolei wyjąłem paczkę chusteczek,
żeby dziewczyna mogła się doprowadzić do porządku.
- Dzięki – mruknęła, w dalszym
ciągu na mnie nie patrząc. Zabrała chusteczki i odwróciła się plecami do mojej
osoby.
- Wszystko w porządku? – spytałem
po chwili, ściskając z nerwów ucho torebki, które nagle stało się idealnym
przedmiotem do wyładowania frustracji. – W samochodzie mam sok, więc jak
chcesz…
Soyeon skinęła głową na zgodę i
jako pierwsza ruszyła w stronę pojazdu. Westchnąłem cicho i podążyłem za
dziewczyną, cały czas bacznie ją obserwując. Widząc, że wciąż chwieje się na
nogach i ledwo idzie, podbiegłem do niej i objąłem mocno w pasie. Kiedy
dotarliśmy do auta, posadziłem szatynkę na siedzeniu pasażera, a sam obszedłem
pojazd i spod fotela kierowcy wyjąłem butelkę soku pomarańczowego. Podałem ją
dziewczynie i uważnie spojrzałem na jej bladą twarz.
- Już okay? – spytałem
zmartwiony, odgarniając z policzków szatynki pofalowane włosy.
- Tak… To przez nerwy – wyjaśniła
cicho, spuszczając wzrok na swoje dłonie, w których zaciskała z całych sił
butelkę z sokiem. Upiła po chwili kilka łyków napoju i uśmiechnęła się do mnie
blado. – Możemy już jechać?
Przytaknąłem głową i zamknąłem
drzwi, po czym odpaliłem silnik i dołączyłem do ruchu drogowego. Między naszą
dwójką zapadła ponownie grobowa cisza, którą raz po raz przerywało głośne
połykanie soku przez Soyeon. W głowie pojawiła mi się dziwna myśl i nie byłbym
sobą, gdybym powstrzymał się przed wypowiedzeniem jej na głos.
- Może jesteś w ciąży?
Na dźwięk tego pytania Bunny
zakrztusiła się napojem i o mało co nie wypluła płuc, gdy próbowała się
uspokoić. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na mnie załzawionymi oczami, chyba
nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- No co? – spytałem, pogrążając
się tym sposobem jeszcze bardziej. – Tak tylko sobie pomyślałem… Przecież to
normalne, prawda? Masz chłopaka, to…
- Nie, nie jestem w ciąży –
powiedziała stanowczo, jednak jej głos dziwnie zadrżał. – Chyba że u mnie ciąża
trwa tyle, co u osła… - dodała i wzruszyła obojętnie ramionami.
Na początku nie bardzo
rozumiałem, do czego ona zmierza, porównując siebie do osła. Jako że w szkole
bywałem rzadko, bo miałem o wiele ważniejsze rzeczy na głowie niż siedzenie na
nudnych lekcjach, zwłaszcza biologii, nie skojarzyłem faktów i wyszedłem
kolejny raz na idiotę.
- Czemu u osła?
- Bo u nich ciąża trwa około roku
– wyjaśniła i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Ale… Ty i Douglas… -
popatrzyłem kątem oka na Soyeon, która tylko uśmiechnęła się przelotnie i
odwróciła głowę w stronę okna. – No wiesz… Wy…
- Nie – przerwała mi i spojrzała
na mnie, robiąc przy tym śmieszną minę. – Nie spaliśmy ze sobą. Byłeś ostatnim
chłopakiem, z którym spałam, dlatego porównałam siebie do osła, bo musiałabym
być teraz w jedenastym miesiącu ciąży. Aigoo,
Jiyong, czasami mnie rozwalasz.
- Skąd mogłem wiedzieć? –
spytałem, nim zdążyłem ugryźć się w język. – Dobra, może skończmy ten temat, bo
czuję się jeszcze gorzej, niż wtedy, jak wywaliłem talerz z makaronem na
twojego tatę – poprosiłem żałośnie, licząc na to, że dziewczyna nie będzie
rozpamiętywać tamtego dnia, w którym miałem pierwszy raz spotkać się z jej
rodzicami i los chciał, bym pomagał ojcu Soyeon w kuchni. Wszystko skończyło
się wielką katastrofą i wierzę, że po dzień dzisiejszy pan Lee mnie nie lubi. –
Douglas pewnie był w ich oczach ideałem, prawda?
- Wciąż jest – mruknęła,
naciągając mocniej rękawy swetra. – Nie mówmy już o nim, dobrze? Wystarczy, że
będę musiała opowiadać o tym wszystkim policjantom… - westchnęła ciężko i
podkuliła nogi pod brodę.
*
Nerwowo splotłem ze sobą drżące
dłonie i zamglonymi oczami spojrzałem na zamknięte drzwi do pokoju, w którym
Soyeon od ponad godziny składała zeznania. Myślałem, że to przebiegnie nieco
szybciej, a tymczasem kwitłem na pogrążonym w półmroku korytarzu, powoli
zapuszczając korzenie w podłogę.
Westchnąłem cicho i podniosłem
się z krzesła, chcąc trochę rozprostować kości. Z kieszeni spodni wyjąłem
komórkę i z nudów napisałem smsa do Seungri, pragnąc się dowiedzieć, czy są na
próbie i zapytać, jak sobie radzą beze mnie. Odpowiedź dostałem po niecałej
minucie, co dało mi do zrozumienia, że zignorowali moje polecenie i nie zrobili
jednak tej próby. Odczytałem smsa i prychnąłem pod nosem. Miałem całkowitą
rację. Seungri wyjaśnił, że nie widzieli sensu w robieniu próby, bo beze mnie
się nie opłacało. Nagle wszystko przestaje mieć znaczenie, gdy nie ma mojej
osoby na treningu? Ciekawe.
Wsunąłem komórkę do przedniej
kieszeni spodni i słysząc dźwięk otwierających się drzwi, obejrzałem się za
siebie, licząc na to, że nareszcie Soyeon skończyła składać zeznania.
Uśmiechnąłem się z ulgą na widok dziewczyny i od razu do niej podszedłem.
- Proszę na razie o tym nie
myśleć. Zajmiemy się wszystkim, a gdy coś będzie wiadomo, to do ciebie
zadzwonimy – powiedział wysoki mężczyzna, który wyszedł zaraz za Lee z
pomieszczenia.
- Dobrze – szepnęła szatynka,
zerkając na mnie kątem oka. – Dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia – pożegnał się i
obdarzywszy moją postać podejrzliwym spojrzeniem, ponownie zniknął w pokoju
przesłuchań.
- Wszystko w porządku? –
zapytałem Soyeon, obejmując ją ramieniem w pasie. Ona jedynie skinęła głową i
lekko się uśmiechnęła. – Okay… To w takim razie zabieram cię do domu –
postanowiłem, kierując się od razu do wyjścia z komisariatu.
Nie chciałem na nią naciskać i
wypytywać o szczegóły przesłuchania, bo wiedziałem doskonale, ile nerwów ją
kosztowało opowiedzenie tego obcemu policjantowi. Byłem nawet zły, że to nie
kobieta przesłuchiwała Soyeon, bo wiadomo, że solidarność jajników jednak
byłaby w tym przypadku pomocna. Chociaż po tym, jak tamten policjant uprzejmie
odzywał się do Bunny, doszedłem do wniosku, że może nie był znów jakimś potworem.
- Nie, odwieź mnie do domu –
poprosiła Soyeon, gdy doszliśmy do samochodu. – Chciałabym odpocząć i trochę
się ogarnąć. Nie mogę ci cały czas zawracać głowy. Reszta chłopaków pewnie jest
zła, że kolejny raz nie pojawiłeś się na próbie…
- Nie zginą beze mnie – zaśmiałem
się, otwierając Lee drzwi. – Poza tym, nie dam ci teraz być samej. Nie
zapominaj, że w moim mieszkaniu też jest prysznic, a nawet wanna i bardzo
wygodne łóżko – dodałem i zamknąłem za dziewczyną drzwi. Obszedłem samochód i
zająłem miejsce za kierownicą. – Będziesz grzeczną dziewczynką i posłuchasz się
starszego?
- Chyba nie mam innego wyboru –
zaśmiała się, posyłając mi szeroki uśmiech.
*
Korzystając z faktu, że Soyeon
właśnie drzemała w mojej sypialni i w moim łóżku, postanowiłem trochę
popracować i nieco ogarnąć zbliżające się koncerty. Rozsiadłem się wygodnie w
fotelu i włączywszy laptopa, wyjąłem z kieszeni spodni telefon. Westchnąłem
cicho, widząc pełno nieodebranych połączeń od chłopaków z zespołu. Całkowicie
zapomniałem wspomnieć im, że jednak tego dnia nie dotrę do wytwórni. Pewnie
każdy z nich miał ochotę mnie udusić, ale niewiele się tym przejąłem. Już nie
raz ich wystawiłem w ten sposób, więc powinni się do tego przyzwyczaić. Poza
tym, z naszej piątki to ja zawsze najlepiej pamiętam wszelkie choreografie,
więc to raczej oni muszą poćwiczyć przed koncertami, a nie ja.
Przeniosłem wzrok na śpiącego na
kanapie Gaho i uśmiechnąłem się pod nosem, rozczulając się nad słodką mordą
tego psa. Co prawda z wiekiem stracił nieco swojego szczenięcego uroku, ale
wciąż był oczkiem w mojej głowie i za żadne skarby tego świata bym go nie
oddał. Chyba że w ręce doświadczonych treserów, którzy ogarnęliby jego
dominujący charakterek.
Cóż, jaki pan taki pies, prawda?
- Pracujesz? – spytała cicho
Soyeon, która nagle pojawiła się tuż za moimi plecami.
Wzdrygnąłem się na fotelu i
obejrzałem za siebie, przytakując przy tym głową.
- Och, to nie będę ci
przeszkadzać – powiedziała speszona i już miała wyjść z salonu, gdy wtem ja
złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. – Nie, Jiyong, naprawdę się mną
nie przejmuj. Pójdę do pokoju, żeby ci nie przeszkadzać – zaproponowała,
próbując oswobodzić rękę z mojego uścisku.
Pokręciłem głową z rozbawieniem i
odłożyłem laptopa na stolik, by dziewczyna mogła swobodnie usiąść obok mnie.
Dziwnym trafem nie usiadła na fotelu, ale na moich kolanach, na których jeszcze
chwilę wcześniej spoczywał komputer. Dobrze, może to nie był przypadek, ale
zamierzenie z mojej strony. Soyeon w każdym bądź razie nie stawiała większych
oporów i nie zeszła z moich nóg, gdy ją na nich usadowiłem. Ba! Nawet pozwoliła
mi objąć się w pasie i przytulić.
- Dziękuję, że tam ze mną byłeś –
powiedziała, opierając głowę na mojej prawej piersi.
- Nie ma za co – zamruczałem
niskim głosem i odchrząknąłem cicho, gdy chłodne palce dziewczyny przesunęły
się po moim torsie. Po chwili poczułem na odkrytym przez bokserkę ramieniu
zimny dotyk, który sprawił, że hormony zaczęły we mnie buzować. – Już… -
odchrząknąłem – lepiej się czujesz?
- Tak, drzemka dobrze mi zrobiła
– odpowiedziała i westchnęła głośno, owiewając moją szyję swoim ciepłym
oddechem. – Podoba mi się ten tatuaż – dodała i zakreśliła na Smoczej Kuli
kilka wzorków.
Myślałem, że przez ten ułamek
sekundy zwariuję. Każdy dotyk, nawet delikatne muśnięcie palców dziewczyny,
sprawiał, że miałem jeszcze większą ochotę po prostu ją pocałować. Zacisnąłem
mocniej dłoń na biodrze szatynki i oparłem policzek na jej pięknie pachnących,
aksamitnych włosach.
- Cieszę się, że tu ze mną jesteś
– wyszeptałem niespodziewanie i chyba sam zdziwiłem się tymi słowami. – Znaczy…
Wiem przynajmniej, że jesteś bezpieczna i żaden Douglas cię nie zrani –
powiedziałem szybko, patrząc w oczy dziewczyny, która przyglądała mi się
bacznie.
- Mhm – zamruczała rozbawiona i
pstryknęła mnie palcem w nos. – Jak bardzo źle zabrzmi, gdy powiem, że ja
również się z tego faktu cieszę?
Uśmiechnąłem się do szatynki i
pocałowałem ją w skroń, pamiętając doskonale, że zawsze uwielbiała, gdy tak
robiłem. Widząc jej słodki uśmiech, utwierdziłem się w przekonaniu, że akurat
to się nie zmieniło i pewnie nigdy nie zmieni. Soyeon była dziewczyną niezwykle
nieśmiałą w stosunku do nieznajomych osób i naprawdę wiele musiałem się
natrudzić, by w ogóle zgodziła się ze mną pójść na randkę. O ile się nie mylę,
pierwszy pocałunek skradłem jej dopiero podczas naszego ósmego wyjścia.
- Jiyong? – zagaiła po chwili
dziewczyna, a moje serce nagle zaczęło szybciej bić.
Uwielbiałem, kiedy zwracała się
do mnie w ten sposób. Soyeon zawsze powtarzała mi, że dla niej będę Jiyong’iem,
a nie tym sławnym G-Dragonem, którego ludzie znają z telewizji. Nie wiem, czy
ona kiedykolwiek zwróciła się do mnie moim pseudonimem scenicznym. Teraz
praktycznie każdy mówi do mnie albo GD, albo G-Dragon, bo tak się już przyjęło.
Soyeon natomiast chyba jako jedyna wciąż widziała we mnie tego niewinnego
kolesia z krzywymi górnymi jedynkami, dziwnymi kucykami na czubku głowy i
brakiem wyczucia stylu.
Czasami sam za nim tęskniłem…
- Tak? – szepnąłem, przytulając
do siebie dziewczynę. – Coś się stało?
- Nie… Po prostu… - zacięła się
na chwilę i odsunęła się na niewielką odległość, by spojrzeć mi w oczy. – Też
się cieszę, że tutaj jestem – wyjaśniła i delikatnie musnęła ustami mój
policzek.
Wciąż potrafiła jednym gestem
przyprawić mnie o palpitację serca.
Na początku również pomyślałam o ciąży, ale skoro ona nie spała z Douglasem, to niemożliwe ;D
OdpowiedzUsuńGD naprawdę zależy na Soyeon, to widać. Mam nadzieję,że w końcu na nowo między nimi zaiskrzy, a ona zapomni o tym dupku.
Rozdział bardzo dobry. Z niecierpliwością czekam na nowy.
Pozdrawiam ;)
Wspaniały rozdział i szczerze? Też pomyślałam o ciąży. Znalazłam tam małą literówkę "- Proszę na razie o tym nie myśleć. Zajmiemy się wszystkim, a gdy coś będzie wiadomo, to co ciebie zadzwonimy – powiedział wysoki mężczyzna, który wyszedł zaraz za Lee z pomieszczenia." - zamiast "co" powinno być chyba "do". A ten fragment - "Przeniosłem wzrok na śpiącego na kanapie Gaho i uśmiechnąłem się pod nosem, rozczulając się nad słodką mordą tego psa. " - wspaniały! :3 GaHo, kocham tego psiaka. "Cóż, jaki pan taki pies, prawda?" i ten dominujący charakterek... xD Zakończenie genialne, a co do tego zwracania się po imieniu - dobry, bardzo dobry wątek. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Blackey. :3
Rozpływam się... *____* Twoje opowiadanie powoduje u mnie to,co Soyeon robi z GD,przez co nie mogę normalnie myśleć. Jestem szczęśliwa, że jednak tak szybko wróciłas! Boże, jak ja uwielbiam,jak między nimi znowu się rodzi uczucie(choć ono chyba nigdy tak naprawdę nie zniknęło)... Ale jesteś wredna, bo wszystko dzieje się powoli, a ja chce już ten pocałunek, no! ;d będzie on niedługo, prawda? Prawda?! Inaczej nie wyrobie ze zniecierpliwienia ;c Kocham ten blog. Jesteś wspaniała <3 Dziękuję ci za to tak wery wery macz ~przytula~ ;****
OdpowiedzUsuńEj, co Ty masz ostatnio z tym rozjeżdżaniem przechodniów? XD Ktoś Ci pod koła wlazł? ^^
OdpowiedzUsuń"Soyeon w każdym bądź razie nie stawiała większych oporów i nie zeszła z moich nóg, gdy ją na nich usadowiłem." - wydaje mi się, że powinno być w każdym razie, bez bądź.
A tak w ogóle to awwwwwwwwwww *________* mam podobnie jak Hwang Min Young, te opowiadanie ma naprawdę jakiś dziwnie uszczęśliwiający wpływ na ludzi XD Tak, więc tym bardziej cieszę się, że jednak go odwiesiłaś, bo jak już mówiłam Ci kiedyś, oszalałabym w niewiedzy bez ciągu dalszego. ^^
Bunny się ponownie na niego otwiera? Ale co do tego pocałunku to nie byłabym taka pewna jak koleżanka wyżej, pewnie nas dłużej pomęczysz, co? ^^
yhm, jeśli oni ze sobą spali jeszcze w tamtym roku, to znaczy, że pogodzili się po tym występie. już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału, bo jeśli dobrze liczę, to będzie następny będzie jego pamiętnik ^^
Soyeon chyba też kocha Jiyonga, tyle, że ona nie chce się do tego głośno przyznać. Z kolei on wprost jej to pokazuje, poza tym, że jej tego nie mówi, ale jego czułość i miłość chyba sama na to pokazuje. Muszę nadrobić jeszcze dwa poprzednie rozdzialiki, a w tym tę drugą część GD diary, bo jak pisałam nowy rozdział na let-the, to zanim go opublikowałam, musiałam się namęczyć. Na nowe opowiadanie mam dopiero pół rozdziału, istny koszmar z tym pisaniem, cieszę się, że Ty piszesz.
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, że postanowiłaś pisać dalej to opowiadanie. Mam nadzieję, że wytrwasz do końca, bo historia jest naprawdę świetna. Uwielbiam GD w tym opowiadaniu. Jest prawie idealny. I tak troszczy się o Soyeon. Musi mu na niej naprawdę mocno zależeć. Mam wrażenie, że jej uczucie do niego też nie wygasło. Może się mylę, ale nie sądzę. No, liczę, że Soyeon już nie wróci do Douglasa. Nie rozumiem, czemu jej rodzice tak uwielbiają tego idiotę. Gdyby wiedzieli, jak on traktuje ich córkę, to na pewno nie uważaliby go za takiego wspaniałego. Może teraz, gdy Soyeon zgłosiła na policji, co jej zrobił, to oni przejrzą na oczy.
OdpowiedzUsuńAle się cieszę, że postanowiłaś pisać dalej to opowiadanie...
OdpowiedzUsuńPodejrzenia GD co do ciąży Soyeon było takie zabawne. I to jego zdziwienie :D Mam nadzieję, że oni wreszcie odważą się wyznać sobie nawzajem, co czują. Jak na razie każde z nich okazuje drugiemu dużo zainteresowania i czułości, ale to chyba ten punkt, w którym któreś z nich musi się odważyć i zaryzykować. Inaczej wszystko potoczy się głupio i bezsensownie, a i ona, i on będą smutni. Czekam niecierpliwie na (mam nadzieję) pozytywne rozstrzygnięcia :D
Pozdrawiam serdecznie.
Tak jak napisałam jeszcze pod ostatnim rozdziałem, naprawdę piszesz cudownie, dlatego bardzo mnie ucieszyła wiadomość, że jednak rozmyśliłaś się w kwestii zawieszania. Mam też cichą nadzieję, że to nie będzie ostatnia historia Twojego autorstwa, którą będę miała okazję przeczytać :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę żal było mi Soyeon, która strasznie denerwowała się przed przesłuchaniem. Jednocześnie podziwiam jej odwagę i siłę, ponieważ poradziła sobie, poszła na ten posterunek, aby złożyć donos na Douglasa. Może dzięki temu jej życie się odmieni, bo do tej pory przypominało koszmar. Uwielbiam troskliwość Jiyonga, naprawdę. To taki kochany chłopak. Mam nadzieję, że ta dwójka będzie razem, ponieważ uczucie między nimi jest wręcz namacalne.
Czekam na ciąg dalszy ;*
Bardzo się ciesze, że odwiedziłaś mojego bloga. Twój znam już od dawna, chociaż nie ujawniałam się ze swym czytelnictwem poprzez komentarze :) W każdym razie zawsze wyłapuje perełki, których bohaterowie sa Azjatami. Musisz przyznać, że nas - Azjatocholików - jest bardzo niewielu, a już tym bardziej, jeżeli chodzi o opowiadania. Tych opowiadań na podstawie anime nie wliczam, bo nigdy nie byłam ich fanką.
OdpowiedzUsuńMasz racje, jednym z głównych bohaterów (jest ich czterech) jest Jang Geun Suk, mój mąż, bodaj, numer dwa. Czułabym się ostatnią grzesznicą, gdybym nie przydzieliła mu roli w mojej opowiastce hehe :)
Pozdrawiam.
PS: Skoro już zaczęłam sama prowadzić bloga, postanowiłam, że będe tu zostawiać komentarz z opinią :)
Dobra, tak, tak. Znalazłam to opowiadanie przez szczęśliwy przypadek. Tak, to ja, ta co Cię męczyła o nagłówek ;) I wiesz co? Teraz to prędko się mnie nie pozbędziesz. Przeglądałam sobie różne blogi i nagle natrafiłam na lazy lovers, a widząc Twoją nazwę, strasznie się ucieszyłam. Byłam strasznie miło zaskoczona tym, że nie dość że robisz piękne nagłówki, to jeszcze piszesz tak wspaniałe opowiadanie. Tak, zauroczyłam się nim.
OdpowiedzUsuńPochłonęłam wszystkie rozdziały, no i te dwie części z pamiętnika G-Dragona, w ciągu jednego wieczora. Nie wiem jak to zrobiłam, ale no.. byłam jakby w transie, to było niesamowite. Pierwszy raz mi się coś takiego przytrafiło z amatorskim opowiadaniem. Twój styl pisania jest na strasznie wysokim poziomie, zero powtórzeń, świetna budowa zdań, a przy tym wszystkim ta tak rzadko spotykana lekkość! Pozazdrościć :)
Jestem zakochana w Jiyong’u (nie wiem czy tak się odmienia, wybacz). Jest tak wrażliwym kolesiem, tak… idealnym. Wiadomo, jakieś wady zawsze się znajdzie, no ale nikt nie jest perfekcyjny. Chooociaż Twoja postać GD właściwie pod taką podchodzi. Aż miałam ochotę coś zrobić, gdy czytałam fragment z pamiętnika, w którym Soyeon zerwała z chłopakiem. Agrh. Takiego faceta rzucić?!
Co do obecnego rozdziału, no cóż, jest genialny, jak z resztą wszystkie pozostałe. Soyeon jest strasznie uroczą osóbką, moment, w którym siada na kolanach GD, no aż mam ochotę zrobić to tak strasznie gimbusiarskie „awwww”. Cudowny moment. Wreszcie dziewczyna odzyskała rozum, mam nadzieję, że ta idealnie do siebie pasująca parka powstanie na nowo. Tylko szkoda, że potrzebowała do tego rozmowy z policjantem… A może nie? A Douglas to świnia, krowa i burak w jednym. Grrr wyobraziłam to sobie.
Będę Twoją stałą czytelniczką, już to wiem. Proszę, informuj mnie o nowych rozdziałach na gg (4760041). Będę się również starać komentować regularnie, wybacz jeśli jednak nie będę miała takiej możliwości ;c Ale możesz mieć pewność, że czytam na bieżąco! Tak więc no, nie wiem co więcej pisać. Całuję mocno, Pluton <3
PS. Przepraszam, jeśli napisałam tak chaotycznie, że większości nie zrozumiałaś ;c
W końcu udało mi się zajrzeć na coś twojego, zupełnie nowego i przyznam ci się szczerze, że urzekł mnie sam szablon i aktualnie rozdział piąty, który z czystej ciekawości przeczytałam i rzeczywiście, mam zamiar przeczytać również poprzednie. Zdecydowanie muszę to nadrobić! :)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię.
OdpowiedzUsuńhttp://anomie-world.blogspot.com/2013/02/the-versatile-blogger-x2.html
To całkiem miłe, że takie cholerstwo zwane blogspotem wciąż mnie nie trawi, ale też nieco dziwne, że jeszcze do tego nie przywykłam.. W zasadzie zajrzałam na bloga z ciekawości i zobaczyłam nowy rozdział, więc zastanowiłam się, czy powinnam sobie zrobić nowe konto gg, żeby móc być informowaną, ale powątpiewam, by nowy numer w czymkolwiek pomógł, skoro to nie technika jest winną w stu procentach.. tak więc mogę chyba liczyć jedynie na swoją pamięć. :) W każdym bądź razie miałam przywracać wspomnienie swojego pierwszego komentarza, który, jak chyba zawsze z resztą, nie wylądował na liście, jednak efekty są na tyle marne, że zacznę od początku.. Tak więc nadal mam przed oczami scenę tej rozmowy w samochodzie i automatycznie pojawia mi się obraz osła.. No ale pod koniec ciągle miałam jednak nadzieję, że będzie jakiś endowy peck, jak w sumie za każdym razem przy czytaniu, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że takie wstrzymywanie jest całkiem fajne i pomaga wcielić się czytelnikowi w sytuację, bo nie zawsze można przecież zrobić coś, co się chce zrobić z całego serca, ot co. Co jeszcze.. ach! kochane było to, że Jiyong pojechał z nią na komisariat i dopilnował wszystkiego, co tylko był w stanie dopilnować. Jestem podbudowana, widząc, jak się o nią ciągle troszczy! :)
OdpowiedzUsuńWybacz,że komentuję dopiero teraz, ale jakoś nie miałam czasu T^T Rozdział bardzo mi się podobało, bo jak zwykle można sie było we wszystko tak łatwo wczuć. Chciałabym tak pisać. Ten Jiyong z Twojego opowiadania bardzo,ale to bardzo mi sie podoba ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Yume
46 year old Project Manager Arthur Bottinelli, hailing from Campbell River enjoys watching movies like Comanche Territory (Territorio comanche) and Machining. Took a trip to Himeji-jo and drives a S40. odniesienie
OdpowiedzUsuńdobry adwokat rzeszow prawo pracy
OdpowiedzUsuń