Wykończony po występie, ale też
zadowolony jak nigdy wcześniej, udałem się do swojej garderoby, gdzie miała
czekać na mnie reszta Big Bang. Ostatni raz czułem się tak podczas mojego
solowego występu, gdy promowałem płytę Heartbreaker. Ach, stare dobre czasy…
Chociaż nie, mimo wszystko nie chciałbym wracać do tego okresu. Wtedy w Big
Bang nie działo się zbyt dobrze i jakby nie było – zespół wcale nie istniał.
Przynajmniej według mnie, bo każdy z nas ma inne zdanie na temat tamtych
czasów. Wszyscy skupieni byliśmy na swoich karierach solowych i tak naprawdę
stały kontakt miałem jedynie z Youngbae. Czasami spotykałem się z Tabi’m, ale
to tylko wtedy, gdy nasze grafiki nam na to pozwalały. On skupiał się na
filmach, ja znów robiłem swoją wymarzoną karierę solową, Seungri i Daesung co
chwilę występowali w różnych programach telewizyjnych, a Youngbae tak, jak ja –
skupiał się na solowej płycie. Jako Big Bang rzadko pojawialiśmy się na scenie
i jakby nie było wróciliśmy dopiero dwa lata później, po czym znów zniknęliśmy
z uwagi na wydarzenia, jakie miały wtedy miejsce.
- Jiyong hyung, byłeś świetny! – powiedział Seungri, gdy tylko przekroczyłem
próg garderoby.
- Dzięki – uśmiechnąłem się
promiennie i rozejrzałem po pomieszczeniu, desperacko szukając Soyeon. – Bunny
nie przyszła? – spytałem nieco zawiedziony, wciąż jednak mając nadzieję, że
dziewczyna po prostu się ze mną droczy i zaraz wyskoczy zza kanapy albo
niedomkniętych drzwi, by przyprawić mnie o zawał serca.
- A miała przyjść? – TOP podniósł
się z fotela i podszedł do lustra, by poprawić swoje idealnie ułożone włosy.
Ja wolałem nie iść w jego ślady,
bo wiedziałem doskonale, że po występie wyglądałem dość kiepsko. Poczochrałem
dłonią wilgotne od potu niebiesko-różowo-blond włosy i cicho westchnąłem,
momentalnie tracąc dobry humor. Obiecała, że przyjdzie na występ, który był
jednocześnie moim wielkim solowym powrotem na scenę. Ostatni raz występowałem
sam chyba w dwutysięcznym dziesiątym, ale tylko na początku, bo później
pojawiałem się już w towarzystwie TOP’a, promując naszą wspólną płytę.
- To idziemy gdzieś? – zapytał po
chwili Daesung, nawet nie próbując kryć ekscytacji całą tą sytuacją.
Cieszyłem się, jak głupi, że
chłopaki tak optymistycznie podchodzą do mojego solowego powrotu. Ja sam
przestałem się już tym ekscytować, ale może było to spowodowane tym, że Soyeon
nie było przy mnie w ten ważny wieczór. No cóż, sam zawiniłem, więc powinienem
obwiniać tylko siebie.
- Tak, dajcie mi chwilę na
ogarnięcie się i możemy gdzieś iść – powiedziałem, starając się ukryć to, jak
bardzo jestem zmęczony.
Najchętniej to wróciłbym do
swojego mieszkania i razem z Gaho położyłbym się na kanapie w salonie.
Włączyłbym jakiś denny film, a potem zasnąłbym w połowie z leżącym na moich
plecach psem. Nie chciałem jednak sprawiać chłopakom zawodu, bo przecież
przyszli specjalnie na mój występ, chociaż nie musieli. Równie dobrze mogli
mnie olać, tak jak to robili trzy lata temu.
Tak, to naprawdę były czasy, do
których nie chciałbym nigdy wrócić.
*
To było chyba niepoważne z mojej
strony, by tak bardzo przejmować się nieobecnością Soyeon. Przecież ona ma
teraz własne życie, cudownego chłopaka
i niby dlaczego miałaby jeszcze zawracać sobie głowę moją osobą? Najwyższy czas
zapomnieć o tym, co nas kiedyś łączyło i wreszcie zrozumieć, że te czasy już
nigdy nie wrócą. Jesteśmy dla siebie tylko przyjaciółmi. Ot, tak po prostu –
przyjaciółmi.
Niestety.
- Jiyong-aaaaaah! – Seungri uderzył mnie otwartą dłonią w plecy,
przez co ja z tego wszystkiego wylałem trochę drinka na stół. – Jesteś dzisiaj
taki milczący! – stwierdził maknae, w
ogóle nie przejmując się plamą na blacie oraz moim morderczym wzrokiem.
- Oj, daj mu spokój! – wtrącił
się Daesung, podając mi serwetkę, żebym mógł wytrzeć stół oraz swoją dłoń. –
Jiyong hyung jest po prostu zmęczony,
a ty od razu szukasz dziury w całym – stwierdził i uśmiechnął się do mnie
promiennie, jakby podejrzewając, że to nie tylko zmęczenie powoduje, że nie
potrafię odnaleźć się w ich towarzystwie.
- Właśnie. Jestem tylko zmęczony
– wymruczałem pod nosem, mnąc w dłoni serwetkę. – Niedługo wracamy w trasę.
Czas pomyśleć o jakichś próbach – stwierdziłem i zaśmiałem się, widząc miny
chłopaków.
- Musiałeś to powiedzieć? –
Seungri spojrzał na mnie z wyrzutem i westchnął głośno, opierając głowę na
dłoni.
- Ale co ja takiego powiedziałem?
– zmarszczyłem pytająco czoło, nie bardzo wiedząc, o co im wszystkim chodzi. –
Przecież to chyba oczywiste, że ostatni wolny tydzień musimy poświęcić próbom
do koncertów. Mieliśmy ponad miesięczną przerwę i założę się, że zapomnieliście
połowy układów.
- Tak, zwłaszcza do Fantastic Baby – stwierdził
sarkastycznie maknae, a ja
niedowierzając w to, co właśnie usłyszałem, spojrzałem na niego zdumiony.
Oparłem się wygodnie o oparcie
krzesła i poprawiłem włosy, które w dalszym ciągu znajdowały się w totalnym
nieładzie, ale to było akurat zamierzone. W końcu promowałem teraz nową
piosenkę Crayon, więc automatycznie
sam musiałem być taki szalony i niezrównoważony.
- A tak w ogóle, to co słychać u
Soyeon? – TOP wbił we mnie swoje przenikliwe spojrzenie, jednak zaraz uciekł
wzrokiem w przeciwną stronę, sięgając po szklankę z drinkiem.
- Wszystko w porządku –
skłamałem, nie chcąc zagłębiać się w temat problemów Bunny.
- Tęsknisz za nią, prawda?
Łagodny głos Seungri nieco zbił
mnie z tropu, jednak dla dobra ogółu postanowiłem nie wracać do jego
wcześniejszego wybuchu. Nie miałem ani
sił, ani ochoty na kłócenie się z maknae,
bo do niczego by nas to nie doprowadziło, a ostatnią rzeczą, jakiej
chciałem, to wywoływanie wojny tuż przed trasą koncertową. Już raz
doprowadziliśmy do czegoś takiego i doskonale pamiętam, jak ciężko później się
współpracowało, gdy wszyscy byliśmy ze sobą pokłóceni.
- To chyba nie ma już
najmniejszego znaczenia – powiedziałem ściszonym głosem i wzruszyłem ramionami.
– Soyeon ma teraz chłopaka, jest szczęśliwa i nie zamierzam się pomiędzy nich
wpieprzać – dodałem i dopiłem swojego drinka, który pod koniec był wyjątkowo
mocny i aż mną wykręciło, gdy poczułem ostry smak alkoholu.
Miałem dziwną ochotę upić się do
nieprzytomności, byleby tylko na chwilę zapomnieć o Soyeon i tej przeklętej
miłości, którą wciąż do niej darzyłem. Czemu to wszystko musi być tak cholernie
trudne? Minęło już tyle czasu od naszego zerwania, a ja w dalszym ciągu nie
potrafię zapomnieć o wspólnie spędzonych chwilach z tą dziewczyną. Gdyby tylko dało się wymazać wspomnienia z
pamięci. Może będąc takim pustym człowiekiem, czułbym się o wiele lepiej.
- Czemu nie przyznasz, że
najchętniej pozbyłbyś się Douglasa? – spytał Taeyang, a ja momentalnie poczułem
wielką chęć uderzenia go w ten durny łeb.
Czasami naprawdę żałuję, że znają
mnie aż tak dobrze, by wiedzieć, że coś się dzieje nie tak, jak powinno.
Niekiedy wolałbym, żeby po prostu machnęli na mnie ręką i dali mi święty
spokój. Tylko czy wtedy byłoby mi łatwiej? Sam tego nie wiem i chyba nigdy nie
będę w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo wiem doskonale, że pomimo wszystko
ta czwórka chłopaków zawsze przy mnie będzie. Wiele razy przekonałem się o tym,
że nie jesteśmy tylko zespołem, ale przyjaciółmi, których łączy silna więź.
Oczywiście, że się kłóciliśmy, wyzywaliśmy się od najgorszych, przeklinaliśmy
się i wiele razy przechodziliśmy przez poważne kryzysy, ale za każdym razem
potrafiliśmy dojść do porozumienia, bo przecież jesteśmy rodziną, a wiadomo, że
w każdej – nawet najdoskonalszej – zdarzają się takie rzeczy.
- A czy to cokolwiek by zmieniło?
– spojrzałem na YB i przekrzywiłem głowę, dokładnie mu się przyglądając. –
Teraz jestem przyjacielem Soyeon i nikim więcej.
- Już nie pamiętasz, jak chciałeś
się oś…
- Skończmy już, dobrze? –
przerwałem szybko Seungri i posłałem mu błagalne spojrzenie, by przestał w
końcu mówić o Soyeon. – Ja chyba będę wracał do domu – stwierdziłem, podnosząc
się z krzesła.
*
Byłem na siebie naprawdę
wściekły. Nie powinienem był tak emocjonalnie reagować przy chłopakach, jednak
co ja mogłem począć? Soyeon wciąż dla mnie wiele znaczy i choćbym chciał – nie
zmienię tego. Spędziliśmy ze sobą osiem lat i jedynie chyba magiczna różdżka
oraz porządne zaklęcie sprawiłyby, że przestałbym o tym wszystkim myśleć.
Cholera, mózg to nie twardy dysk z komputera, z którego możemy w jednej
sekundzie usunąć niepotrzebne pliki.
Nucąc pod nosem własną piosenkę,
pokonywałem kolejne stopnie, z każdą kolejną sekundą zbliżając się do swojego
mieszkania. Byłem wykończony, a fakt, że zepsułem swoim beznadziejnym humorem
wspólną kolację z chłopakami, wcale nie sprawiał, że czułem się lepiej. Kilkoma
susami pokonałem ostatnie stopnie dzielące mnie od piętra i momentalnie
zamarłem na samym szczycie schodów, gdy zobaczyłem skuloną postać siedzącą pod
drzwiami mojego mieszkania.
- Bunny? – spytałem zaskoczony, a
gdy dziewczyna uniosła głowę i zsunęła z niej kaptur bluzy, poczułem, jak moje
serce najpierw zaczyna szybciej bić, a potem roztrzaskuje się o twardą posadzkę
korytarza. – Co ci się stało? – podszedłem do szatynki i uważnie spojrzałem na
jej zaczerwieniony policzek.
- Douglas… - zaczęła łamiącym się
głosem, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Pokłóciliśmy się i on…
- Shhh – szepnąłem, przytulając
do siebie Soyeon.
Wolną ręką otworzyłem drzwi
mieszkania i wprowadziłem do środka roztrzęsioną dziewczynę. Nie wypuszczając
szatynki ze swych ramion, zdjąłem w przedpokoju buty i zaraz po tym poszliśmy
do salonu, gdzie na kanapie leżał rozwalony Gaho. Zrzuciłem psa z sofy i
posadziłem na niej Bunny. Nerwowo zagryzłem dolną wargę, zastanawiając się, co
powinienem zrobić w tej sytuacji. Soyeon siedziała na kanapie i trzęsła się z
zimna, co chwilę pociągając głośno nosem i ścierając rękawem bluzy płynące po
policzkach łzy.
Ten skurwiel na ciebie nie zasługuje. Dlaczego ty tego nie widzisz?
Najsampierw zdjąłem z oparcia
fotela koc i narzuciłem go na plecy dziewczyny, by trochę ją ogrzać, a później
poszedłem do kuchni po coś, co mogłoby robić za okład na opuchnięty policzek szatynki.
Byłem tak zdenerwowany, że z ledwością mogłem otworzyć drzwi zamrażalnika. Z
jednej ze skrzynek wyjąłem woreczek z kostkami lodu, owinąłem go czystą ścierką
i wróciłem do pogrążonego w półmroku salonu. Włączyłem dodatkową lampę stojącą
w rogu pokoju i podszedłem do Soyeon, która za wszelką cenę starała się
uspokoić, jednak marnie jej to wychodziło. Kucnąłem przed Lee i odsunąłem jej
dłoń od twarzy, by później delikatnie przyłożyć do policzka zimny okład.
- Dziękuję – szepnęła, próbując
się uśmiechnąć, jednak obolały polik jej na to nie pozwolił. – Nie wierzę, że
ty mimo wszystko…
- Pamiętasz, co ci obiecałem? –
przerwałem Soyeon w połowie zdania, patrząc prosto w brązowe oczy dziewczyny. –
Wiem, że było tego dużo, ale są dwie obietnice, których dotrzymam bez względu
na to, co by się nie działo. Po pierwsze: zawsze będę cię bronił, rozumiesz?
Jestem twoim Smoczym Wojownikiem i moim obowiązkiem jest cię bronić –
powiedziałem dziwnie drżącym głosem. – Po drugie: nigdy nie będę taki, jak on.
Nigdy się nim nie stanę i nigdy cię nie skrzywdzę – wyszeptałem i lekko się
uśmiechnąłem, próbując dodać otuchy dziewczynie.
Przejechałem kciukiem po jej
zdrowym policzku i cicho westchnąłem. Miałem tak wielką ochotę po prostu ją
pocałować. Ot tak, po prostu. Jak za dawnych lat, kiedy wszystko wydawało się
być o wiele prostsze, a my byliśmy tylko dwójką zakochanych w sobie
szczeniaków, które nie wiedziały, co to strach i jedyne o czym myślały, to ich
wielka i niekończąca się miłość.
Przysunąłem twarz do twarzy Soyeon,
jednak w ostatnim momencie pocałowałem ją w czoło, dochodząc do wniosku, że to
nie czas i miejsce na okazywanie swoich pokręconych uczuć.
- Fajne włosy – powiedziała po
chwili już nieco weselszym głosem. – Wyglądają, jakby dziecko z ADHD dorwało
się do kredek i ci je pomalowało. Chyba za bardzo wziąłeś sobie do serca to
swoje get your crayon.
Właśnie za taką Soyeon tęskniłem.
*
Obudziłem się dość wcześniej i
wiedziałem, że przez resztę dnia będę nie do wytrzymania. Zawsze tak było,
kiedy ktoś nie dał mi się porządnie wyspać, jednak tej nocy po prostu nie
potrafiłem zasnąć. Co chwilę się budziłem i jak ten idiota sprawdzałem, czy
Soyeon leży obok mnie. Nie wiem dlaczego, ale miałem dziwne wrażenie, że gdy
tylko otworzę oczy, to wszystko to okaże się jedynie snem, a dziewczyny nie
będzie. Tak, czasami miewałem dziwne fazy.
- Hej – rzuciła ściszonym głosem
Soyeon, wchodząc do salonu, w którym siedziałem już od przeszło dwóch godzin.
- Hej, wyspałaś się? – spytałem,
przyglądając się dokładnie twarzy dziewczyny. Na policzku wciąż widniał siny
ślad, jednak dla własnego dobra i lepszego samopoczucia szatynki wolałem tego
nie komentować. – Zjesz coś?
- Nie, dziękuję – wymruczała pod
nosem, próbując zasłonić włosami opuchnięty policzek. – I tak za dużo namieszałam.
Wrócę do siebie i trochę się ogarnę – powiedziała, lekko się uśmiechając. –
Poza tym… Douglas dzwonił.
- Po tym wszystkim ma czelność do
ciebie dzwonić? – zbulwersowany podniosłem się z kanapy i spojrzałem z wyrzutem
na Bunny, która pod wpływem mojego ostrego tonu głosu skuliła się w sobie i
zagryzła nerwowo usta w wąską linię. – Ty naprawdę jesteś aż tak głupia?
- To był wypadek. Douglas się
zdenerwował i…
- I co? – przerwałem jej
natychmiast, nie chcąc słuchać dalej tych idiotycznych tłumaczeń. – Za każdym
razem, gdy podniesie na ciebie rękę, będziesz go tłumaczyć? Kiedy ty wreszcie
zrozumiesz, że ten skurwiel nie jest ciebie wart?
- Nie mów tak – wyszeptała
łamiącym się głosem, wbijając we mnie załzawione oczy.
- Wiesz co? Rób, co chcesz, tylko
potem nie przychodź do mnie z płaczem, gdy znów ci coś zrobi – powiedziałem
oschle i poszedłem do kuchni, by nie zmienić zdania i nie zachować się, jak ten
ostatni idiota, przytulając ją na pocieszenie.
Potem usłyszałem już tylko głośne
trzaśnięcie drzwiami i przenikającą każdy kąt tego mieszkania przeraźliwą
ciszę.
to ja może zacznę od końca, bo mi jeszcze trochę słabo.. nie rób niczego na siłę i wbrew sobie, może za jakiś czas wszystko się ustabilizuje i wrócisz, bo jednak okaże się, że "to" minęło i możesz spokojnie pisać o swoim Smoczym Wojowniku..? A co do rozdziału... mam jeszcze większą ochotę, by zabić tego dupka i powiesić go na bramie wjazdowej do piekła za podniesienie ręki na dziewczynę! -.- po prostu.. jdaklshdwdlwdqwjdwdahwqdj! no a GD to już napraaaaaawdę dowalił z tym wybuchem :c no nic, nie będę się już roztkliwiać, więc powiem tylko, że trzymam za ciebie kciuki i zawsze będę! nie zapominaj o tym <3333
OdpowiedzUsuńMyślę, że jako, iż to nowy rozdział, powinnam skomentować jego, ale jakoś uważam, że bardziej powinnam wzmiankę odautorską. Przerywasz pisanie czy kompletnie od niego odchodzisz? Mam nadzieje, że nie to drugie, bo naprawdę dobrze piszesz. Nikogo do niczego nie zmuszę, jednak mam nadzieje, że to po prostu przerwa. Zdecydowanie, jesteś za dobra w pisaniu, żeby od tak je zostawić. Szczerze, to dzięki Tobie uczę się nieco pisania i nie fajnie by było, gdybyś już więcej nigdy nie pisała. Jakkolwiek to brzmi, zawdzięczam Ci trochę zmian w swoim pisarskim stylu, za co dziękuję, chociaż może o tym nie mówię, bo zawsze to żenuje. W każdym razie, liczę, że "#witness" jeszcze nie raz zaszczyci jakiś czy to k-popowy czy inny blog.
OdpowiedzUsuńjeszcze nie wiem, co to będzie dalej. myślę, że bardziej chodzi o przerwę, a jaka ona będzie długa - tego nie wiem. och, cieszę sie, że jednak moje wypociny komuś sie podobają, bo ostatnio zauważyłam, że chyba większość osób, które dotychczas czytały moje opowiadania (czy to o 1D czy o Bieberze) dostały dziwnego uczulenia na historie o Bangach, bo jakoś nagle przestały czytać, ale co tam.. na razie chcę sie skupić na sesji, która zbliża sie wielkimi krokami i LL, bo mimo wszystko chciałabym to opowiadanie dokończyć, nawet jeśli miałoby być o wiele krótsze niż zakładałam na początku
UsuńCzemu ostatnie?????!!!! Nie załamuj mnie, błagam.
OdpowiedzUsuńChciał się jej oświadczyć? Prawda? O jej... aż osiem lat ze sobą byli? To bardzo długo. Szkoda, że się rozstali. Skoro tyle czasu ze sobą wytrzymali, to musiała ich łączyć naprawdę silna więź. To nie może zostać zniszczone przez jakiegoś dupka. Nie rozumiem, czemu Soyeon go usprawiedliwia. Pokłócili się, okay, miał prawo się zdenerwować, ale na pewno nie miał prawa jej uderzyć. A po za tym ona już dawno powinna się zorientować, że to zwykły... ( dokończ sobie słowo na ch )Dlaczego ona nie widzi tego, jak bardzo GD ją kocha? I jeszcze się na niego złości, że powiedział jej prawdę. Miał rację. Że też ktoś taki jak Douglas zdobył jej serce. Ale ona jest głupia. Mimo to ją lubię, żeby nie było :D
Ej,nie odchodz ;____; Pięknie piszesz i ja nie chce,żebyś zmarnowała talent. Nawet jeśli to tylko przerwą :) ale w porządku,to twoja decyzja,ale ja i tak zawsze bd czekać na kolejne opowiadania ;3
OdpowiedzUsuńSzczerze,to GD dobrze jej na końcu powiedział. Bo taka jest prawda,że ten ją będzie bił,a ona od razu by leciała do GD, by szukać pocieszenia.
Teraz się cieszę, że zdecydowałam się najpierw przeczytać feel-indestructible, a potem to opowiadanie i że nie zajrzałam na koniec. Bardziej mnie wytrąciło z równowagi jedno Twoje ostatnie zdanie niż to co powiedział na końcu GD. Jeju, ostatnie? wiesz co ty teraz zrobiłaś? sprawiłaś, że siedzę jak ten debil przed tym komputerem, patrzę w monitor i nie wiem co napisać. no po prostu nie potrafię teraz przekazać, co czuję. no nie wiem, rozumiem, przecież nikt nie będzie pisał całe życie blogów, ale... mam nadzieję, że te "prawdopodobnie" nie będzie "prawdą", że za jakiś czas będziesz coś pisać, bo ja sobie nie wyobrażam, że nie będziesz. plotę bzdury, no ale... nie no, już nic nie piszę, zajmę się rozdziałem...
OdpowiedzUsuńOch, GD, GD. On ciągle o niej myśli... Co on takiego zrobił, że się rozstali. Tylko... Jak Douglas ją uderzył to ona go broni, ach... jak można takiego frajera kochać? no jak? nadal twierdzę, że Bunny jest ślepa, jeśli po tym wszystkim nadal kocha Douglasa i jeszcze go broni. I szkoda mi GD, bez względu na to co zrobił, bo cierpi teraz i aż żal mi jak czytam o tym jak się czuje. I patrzy na Soyeon, nie to że jest z innym facetem, na dodatek ostatnim chujem, to ona jeszcze do niego przychodzi. Przecież w takim stanie jak on to oszaleć można, myśląc wciąż o jednym, toć on nawet skupić się nie może. I nie panuje nad sobą. Też się Soyeon nie miała w kim zakochać. Obojga mi szkoda i jeszcze na dodatek teraz siebie, bo takie bzdury piszę, że aż żal patrzeć. Weź nie czytaj tego...
Soyeon powinna odejść od Douglasa, a nie go jeszcze bronić. GD zachował się wspaniale i wcale mu się nie dziwię,że na końcu tak jej powiedział. Szkoda mi go, bo wciąż mu zależy na tej dziewczynie.
OdpowiedzUsuńDouglas to skończony dupek, miała w kim się zakochać, cholera.
Wiesz co ? Słabo mi się zrobiło jak przeczytałam,że to ostatnie opowiadanie, które publikujesz. Jesteś świetną pisarką i masz naprawdę wielki talent. Czytam twoje opowiadanie bez względu na tematykę. Uwielbiam twoje wypociny i mam nadzieję,że nas nie opuścisz. Nie można marnować takiego talentu !
Pozdrawiam :)
Jak to OSTATNIE?! O nieeeeee ...
OdpowiedzUsuńPrzez ten dodatek na końcu rozdziału, całkowicie zapomniałam, co chciałam napisać ... ;'(
och jej, wybacz.. :c ej! to jeszcze nie jest nic pewnego, przecież przynajmniej do połowy kwietnia będę prowadziła tego bloga, a do tego czasu może mi się jeszcze wieeeeele razy odwidzieć, prawda?
UsuńZgodnie z obietnicą jestem :) Nie interesuję się koreańskimi zespołami, ale coś niecoś kojarzę dzięki kilku opowiadaniom xD Poza tym Twój styl od razu przypadł mi do gustu ze względu na bogactwo językowe i prostotę, dlatego nie mogłam nie cieszyć się czytaniem poszczególnych rozdziałów ;) Chyba najbardziej podoba mi się kreacja G-Dragona. To naprawdę wrażliwy, kochany chłopak. Co się właściwie stało, że on i Bunny zakończyli swój związek? Wizja Soyeon u boku Douglasa naprawdę mi się nie podoba. Myślałam, że G-Dragon jest po prostu zazdrosny, ale widzę, że ten chłopak to faktycznie gnojek... Nie szanuję gości bijących swoje dziewczyny. A Soyeon, niestety, jest bardzo naiwna, ponieważ z tą skłonnością do wybaczania będzie krzywdzona cały czas.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczą się ich losy. Dodaję do obserwowanych ;)
Pozdrawiam. siegajac-nieba.blogspot.com
Nie ogarniam, na serio nie ogarniam. O.o Nie rozumiem dlaczego ofiary przemocy zawsze wybaczają swoim napastnikom, to jest takie nielogiczne! Jakby mi ktoś tak przywalił to 1) oddałabym mu i 2) natychmiast usunęła z mojego życia. Aishh~ Soyeon musi sobie wreszcie uświadomić to, że Douglas jest idiotą i że to GD jest jej pisany. ^^
OdpowiedzUsuńTak poza tym to: Zakochany Jiyong jest taki uroczy i kochany. ♥